Będąc w odwiedzinach u mojej mamy na wsi zobaczyłam urodzaj czarnej porzeczki. Pierwsza myśl: przygotuję z nich coś ciekawego. Pomogłam mamie i szybko zerwałyśmy około 6 kg porzeczki. W domu długo zastanawiałam się co upichcić. Zrobiłam kompot, upiekłam drożdżówki, a porzeczek jakby nie ubywało...Mój mąż zaproponował, że zrobi nalewkę, a ja miałam już plan na torcik serowo-porzeczkowy. Zabrałam się szybko do pracy i lada moment moje dzieło było gotowe. Wyglądał super, w smaku był rewelacyjny. Mogłam świętować: „pozbyłam się porzeczek" -pomyślałam. Z tej okazji zaprosiłam moją mamę na skosztowanie mojego nowego pomysłu. Podczas odwiedzin nagle rozległ się dzwonek do drzwi, pobiegłam otworzyć a tu moja teściowa z niezapowiedzianą wizytą. Zaprosiłam na kawkę i nowe ciasto. Czas leciał w miłej, rodzinnej atmosferze do chwili kiedy teściowa oznajmiła mi, że przywiozła mi prawie 5 kg porzeczek, bo ma ich tak dużo, że nie wie co z nimi robić. Jak to usłyszałam, od razu stanął mi przed oczami widok własnej osoby skazanej na przymusową pracę z porzeczkami, jednak po chwili rozległ się głośny śmiech pozostałych uczestników spotkania. Od tamtej chwili wszyscy wiedzą, że w mojej kuchni przerobię każdą ilość czarnej porzeczki.